Pojęcie kompleksu rozsławił C.G. Jung dzięki swoim badaniom nad testami skojarzeniowymi w pierwszej dekadzie XX wieku. Kompleks to obraz pewnej sytuacji psychicznej, silnie zabarwiony emocjonalnie. To zespół treści psychicznych oderwanych od świadomości, który funkcjonuje autonomicznie w nieświadomości. Jak pisze Jung: „Kompleksy stoją na przeszkodzie zamiarom woli i zakłócają osiągnięcia świadomości; wywołują zaburzenia pamięci, blokują przepływ skojarzeń; mogą czasowo prześladować świadomość lub też wpływać na język i działanie. Jednym słowem, kompleksy zachowują się jak istoty niezależne”. Kompleksy tworzą się pod wpływem traumy, szoku uczuciowego, każdego bolesnego zdarzenia, które odłamuje fragment psychiki, bo nie możemy zaakceptować tego, co nas spotyka. Posiadanie kompleksów oznacza, że istnieje w nas coś niższego, niezgodnego i antagonistycznego. Są przeszkodami, ale zarazem mogą stanowić bodźce do większego wysiłku i nowych osiągnięć. Kompleksy stają się negatywne tylko wtedy gdy uznajemy, że ich nie mamy, gdy nie chcemy afirmować całości naszej indywidualnej natury, gdy nie możemy się pogodzić z tym, co nam się przydarzyło. Uświadomiony kompleks stając się częścią naszej osobowości przyczynia się do jej pełni.
Mamy kompleksy matki, ojca, władzy, erotyczny, niższości czy wyższości, i liczne kompleksy związane z indywidualnymi traumami. Nasza osobowość jest niczym innym jak zbiorowiskiem kompleksów. Także nasze ego też jest tylko kompleksem, jednym z wielu, ale za to naszym ulubionym, czyli zestawem treści psychicznych, z którymi się utożsamiamy. Ego powstaje jako efekt interakcji z otoczeniem rodzicielskim we wczesnym dzieciństwie, jest tym wszystkim, co pozwolono nam zaakceptować w sobie.
Z mojego osobistego doświadczenia wiem dobrze, kiedy jakiś kompleks owłada moją świadomością. Staję się wtedy patologicznie poważny, wszystkie myśli podsuwane mi przez kompleks uważam za ostatecznie prawdziwe. Towarzyszą temu często silne emocje, złość, nienawiść, rozczarowanie i wiele innych. Głos w moim wnętrzu mówi: „Tak jest i nie może być inaczej, nie ma innej opcji”. A to znaczy, że przestaję być świadomy, bo świadomość to nic innego jak możliwość wyboru reakcji. Gdy jestem nieświadomy widzę tylko jedną stronę całej sytuacji, nie mam do niej żadnego dystansu. Jest to szczególnie przykre w relacjach partnerskich, bo wtedy aktywizują się kompleksy animy i animusa, jak również osobiste kompleksy wywodzące się z traum z poprzednich związków. Wtedy na poważnie oskarżamy partnera o rzeczy, które bolą tylko nas.
Zniekształcenie świadomości przez powagę to ważna cecha kompleksu, której Jung zbytnio nie akcentował. Świadomość zmieniona przez kompleks jest świadomością, która traktuje siebie w sposób absolutnie poważny, co samo w sobie jest śmieszne. Opanowuje nas bowiem przekonanie, że to, co nas drażni emocjonalnie jest absolutną prawdą. Nie jest możliwe inne spojrzenie na konstelującą kompleks sytuację, nikną wszelkie inne możliwości. Opętani przez kompleks przypominamy psa goniącego za własnym ogonem, tracimy możliwość świadomego działania, ulegamy natrętnemu myśleniu, słowem jesteśmy w stanie ograniczonej poczytalności. Weźmy kogoś z kompleksem wyższości. Człowiek ów zobaczywszy, że ktoś inny chwali się swoimi osiągnięciami, myśli sobie: „Jestem lepszy, ten ktoś to amator, nieudacznik nie znający się na rzeczy”. I bierze tę myśl na poważnie, opanowuje ona jego świadomość, bo jest przekonany, że tak jest naprawdę. Powaga tej myśli jest zabójcza, a wypływa ona tylko z tego, że właśnie zaktywizował się jego kompleks. Dlatego unikam jak ognia śmiertelnie poważnych ludzi, bo są to osobniki opętane przez kompleksy. Każdy, kto jest przekonany o prawdziwości swoich poglądów, jakiejkolwiek by one nie były natury, jest pod wpływem kompleksu.
Dobrym przykładem takich osobników są ludzie religijni, czy to opętani przez kompleks Boga czy też nawiedzeni przez jakąś bliżej nieokreśloną duchowość. Można ich rozpoznać po tym, że gdy tylko pojawi się przedmiot ich kompleksu, natychmiast piorunują wzrokiem i słowem, wzywając do absolutnej powagi. Stają się drażliwi, wzbiera w nich gniew boży czy też duchowy, albowiem znają prawdę. Ja nie znam i nie rozumiem dlaczego drogą do absolutu nie może być śmiech, radość, dezynwoltura i brak wszelkiej powagi. Śmiech jest przecież oznaką wyzwolenia, doświadczenia wolności, czegoś najcenniejszego w naszym życiu.